Promocja Rossmann -49% -55%, Nowości, pewniaki z mojej kolekcji, na co poluję?! Testerka poleca.

Mam dosyć czekania, a teraz nadarza się idealna okazja do rozpoczęcia mojej prywatnej walki z prokrastynacją (big word, a jest pochodną 'lenistwa') i rozpoczęcie mojej blogowej 'kariery'.
Chciałabym Was przywitać w moim pierwszym wpisie, a będzie on o niczym innym jak o naszej kochanej i cudownej promocji w drogeriach Rossmann, która jest jak Gwiazdka, tylko jednak trzeba zapłacić, wystać swoje w kolejce i trochę się 'poszarpać' przy szafach z kosmetykami.

Dla osób które jeszcze nie umieją w Rossmannowskie promo mam małą ściągę:

  • Czas trwania: 10.10.2017 - 19.10.2017
  • Promocja Rossmann obejmuje produkty z szaf z kosmetykami kolorowymi (+ kosmetyki kolorowe poza szafami np. podkłady Lirene), lakiery i odżywki do paznokci i produkty do pielęgnacji ust.
  • -49% dla każdego / -55% dla klubowiczów, przy zakupie przynajmniej 3 różnych produktów (warto zebrać się z koleżankami i połączyć siły).
  • Promocja obejmuje również sklep online.
A teraz już na poważnie, przedstawiam Wam moich absolutnych faworytów, a mam co przedstawiać i nie są to tylko 'oklepane' produkty o których pewnie już każda zaawansowana make-up-shopperka słyszała. Mam też kilka nowości, które warte są w mojej opinii polecenia i produktów, których w takich kosmetykowych wpisach jeszcze nie widziałam.

Zacznijmy od TWARZY: 
Te trio to moje pewniaki, od lewej: Wibo Banana loose powder, Revlon Colorstay combination/oily skin 150 buff, L'oreal True Match 01 vanilla.

  • Puder Wibo padł moim łupem na ostatniej takiej promocji i muszę przyznać, że na początku nie odpowiadał mi, bo zostawiał delikatną żółtą poświatę. Kiedy zmieniłam jednak sposób aplikacji (nakładam go teraz pędzlem w stylu kabuki do podkładu mineralnego) ten problem zniknął i bardzo się z pudrem polubiłam. Jest drobniutko zmielony, pachnie intensywnie bananami, daje efekt wygładzenia skóry, matuje nie tak mocno jak typowy sypki puder ryżowy, ale nadaje naturalny, zdrowy efekt na skórze. Ba, nawet opakowanie ma ładne. Polecam go, bo jest po prostu dobry i tani. Jest szczególnie skuteczny do baking'u i pod oczy.
  • Podkład Revlon Colorstay jest chyba jednym z najczęściej polecanych podkładów dla tzw. 'bladziochów na żółto', do których sama przynależę. 150 buff dla cery mieszanej/tłustej (cera sucha ma podobno bardziej różowy odcień) jest po prostu idealnym wyborem kiedy potrzeba dobrze kryjącego podkładu, który nie będzie różowy. Osobiście wiem po sobie, że jeszcze 2-3 lata temu, praktycznie tylko DWIE marki miały w swojej ofercie zadowalające mnie odcienie podkładów, a jedna z nich to właśnie Revlon. Podkład charakteryzuje się średnim kryciem, jego nowa odsłona z pompką eliminuje problem z wydłubywaniem podkładu z pojemnika, a kolor 150 buff to po prostu lifesaver. Osobiście ODRADZAM ten podkład na co dzień, niestety ma właściwości wysuszające i lepiej nie używać go codziennie do pracy/szkoły. Na co dzień polecam coś lżejszego, bo Revlon Colorstay to taki specjalista na specjalne okazje. Nie zawiedzie na imprezie, weselu, skóra wygląda idealnie, bo jest mocno przykryta podkładem. Daje sobie radę nawet bez korektora, ale tak samo jak na co dzień nie wkładamy balowej sukni, tak samo nie używamy codziennie tego podkładu. Po prostu lepiej dać skórze oddychać, a nie katować ją tak mocnym podkładem.
  • Korektor True Match również zachwyca jaśniutkim na żółto odcieniem. Dla sporej większości osób 01 Vanilla będzie za jasny jako korektor, lecz idealny do konturowania. Ja osobiście wielbię ten korektor, bo to JEDYNY który mogę nałożyć pod oczy (korektor powinien być o odcień jaśniejszy od podkładu, aby odpowiednio rozjaśnić okolice oczu) właśnie z powodu że jest taki jasny. Ma niestety swoje wady: nie przypudrowany, natychmiastowo włazi w załamania skóry i optycznie pogłębia zmarszczki. Ja potrafię mu to wybaczyć właśnie ze względu na ten fantastyczny odcień.
  • Nowością w tej kategorii jest L'oreal Infallible Total Cover, który otrzymałam do testów.

Osobiście jestem bardzo zadowolona z jakości korektorów Infallible. Są mocno kryjące i porównałabym je do wychwalanych korektorów tego typu z Kryolanu. W paletce znajdziemy 5 korektorów do zadań specjalnych: 3 beżowe, pierwszy od lewej jest porównywalny odcieniem do 01 True Match i u osób z ciemniejszą karnacją będzie idealny do konturowania; następny jest ciemniejszy, wpadający w brzoskwinię i sprawdza się extra do niwelowania zasinień w wewnętrznych kącikach oka. Najciemniejszego i najbardziej brzoskwiniowego beżu używam zgodnie z przeznaczeniem, a jest on specjalnie dedykowany właśnie do plamek i zasinień. Jest też fiolet, który daje efekt rozświetlenia. Dla mnie to dodatek, ale używam go znowu w tym nieszczęsnym wewnętrznym kąciku i na środku nosa i widać różnicę. Ostatni, zielony korektor neutralizuje zaczerwienienia, więc warto właśnie go nałożyć na uciążliwe czerwone plamki lub czerwone od mrozu policzki i nos. ODRADZAM produkt osobom młodym i tym z bardzo ładną cerą, Wam wystarczy korektor o ton jaśniejszy od podkładu, albo nic (wspieram inicjatywę no make-up, bo makijaż powinien być przede wszystkim zabawą, a nie obowiązkiem). Ja świetnie się bawię z tą paletką od L'oreal, ale niestety jej koszt w Rossmannie bez, a nawet z promocją woła o pomstę do nieba. Polecam ją wszystkim, którzy wiedzą co i jak i umieją konturować. Dla Was ta paletka może okazać się wielkim odkryciem.
A o to swatche korektorów:

Przyszedł czas na OKO, a więc prezentuję tusze, od lewej: The Collosal Volum' Express Smoky Eyes od Maybelline (I see what you did there, nazwa długa jak rzęsy po niej, hehe), Volume Million Lashes So Couture So Black od L'oreal (zabiją mnie z tymi nazwami, I swear) oraz The Rocket Volum' Express również od Maybelline.
Jak widać na pierwszy rzut oka tusze nie mają ze sobą dużo wspólnego. Szczoteczki znacznie się różnią kształtem, grubością włosków oraz wykonaniem.

  • The Collosal Volum' Express Smoky Eyes to maskara do dramatycznego pogrubienia i wydłużenia rzęs. Szczoteczka jest standardowa i ułożona jak choinka, aby złapać wszystkie rzęsy. Niestety, nie jest to maskara dla każdego, bo wydłuża i pogrubia (a moje nawet podkręca), ale tylko rzęsy które są naturalnie średnio długie lub dłuższe. Ja jestem z niej zadowolona, bo formuła jest trwała (aczkolwiek nie wodoodporna), a moje rzęsy są mocno czarne, wydłużone i pogrubione. Maskarę da się budować, co jest świetne na większe wyjścia (mimo zdolności manualnych nie posiadłam tej tajemnej umiejętności klejenia sztucznych rzęs, więc lubię nadbudować rzęsy maskarą). NIE POLECAM dla osób o krótkich i niezbyt gęstych rzęsach. Nie będziecie zadowolone, bo The Collosal najzwyczajniej sklei Wam rzęsy w kępki. 
  • Volume Million Lashes So Couture So Black to prawdziwa perła wśród maskar. Nadaje się praktycznie do każdych rzęs, więc warto kupić ją w ciemno dla kogoś kogo chcemy uszczęśliwić. Ale, ale bez szaleństw, bo So Couture  daje bardziej subtelny i codzienny efekt. Jeśli kochacie super dramatyczne rzęsy, będziecie zawiedzione. Tu też efekt da się budować, ale nadal będzie on delikatny. Natomiast jest to świetna maskara dla tych właśnie, których natura obdarzyła delikatnymi i krótkimi rzęsami. Na takiej właśnie kanwie formuła So Couture prezentuje się fenomenalnie. NIE POLECAM dla osób których rzęsy wyglądają cudnie po użyciu pierwszej lepszej drogeryjnej maskary i dla miłośników 'dramatic look'. PS Maskara So Couture pachnie pralinami, ja się zakochałam w tym zapachu, więc uważam, że warto o tym nadmienić nawet pod sam koniec. PPS Maskara ta ma dwie wersje: zwykłą i so black. Ja jestem posiadaczką tej drugiej wersji i nie zauważyłam wad opisanych/opowiedzianych na innych blogach/ w filmikach. 
  • The Rocket Volum' Express posiadam w odcieniu brązowym i używam do brwi. Tak, nie trzeba kupować produktów specjalnie opisanych do brwi, ja preferuję życie na krawędzi, więc używam produktów tak jak mi wygodnie, sue me! Wracając do tematu, maskara jak wcześniejsze ma fajną formułę (aczkolwiek pamiętam, że jakoś podejrzanie szybko wyschła). Sprawdza się do brwi, bo ma ładny ciemno brązowy kolor, nie jak niektóre rudawe pomady (ble). Silikonowa szczoteczka ułatwia złapanie nawet najkrótszych włosków. Super do dolnych rzęs. 
  • Ostatnim do polecenia w tej kategorii produktem i nowością jest L'oreal Brow Artist Genius Kit. Te cudeńko to bardzo kompaktowa paletka z dwoma produktami do brwi: pomadą i cieniem w dwóch opcjach kolorystycznych (ja mam tę ciemniejszą). Ta paletka jest w 100% wystarczająca aby ujarzmić, przyciemnić, obrysować, a nawet nadać kształt brwiom. Niestety, jako że lubię żyć w chaosie zagubiłam w czarnej dziurze pędzelek ze spiralką i pęsetkę (najgorzej, chlip). Ta paletka jest najlepszym produktem dedykowanym do stylizacji brwi jaki dane mi było testować. Szczególnie jakość pęsety, bo jest po prostu malutka i fenomenalna do wyrywania włosków (dzisiaj przewróciłam mieszkanie do góry nogami, ale nadal nic, może kot mi ją zjadł, chociaż bardziej podejrzewam odkurzacz). Oczywiście jakość pomady i cienia są bardzo wysokie, kolorystyka jest odpowiednio chłodna, a paletka jest idealna do torebki, czy na wyjazd, bo jest tak kompaktowa, z dobrej jakości plastiku (już kilka razy lądowała na podłodze) i ma lusterko. NIE POLECAM, a guzik, bo POLECAM KAŻDEMU, bo po prostu jestem zachwycona i Wy też będziecie.
Ostatnia już kategoria to USTA. Tu mam do polecenia 3 produkty: nieśmiertelną Rouge Edition Velvet od Bourjois, LipTinty Bell oraz gadżeciarskie balsamy EOS.
  • Lip Tint to raczej niedoceniany produkt, natomiast ja mam swoje powody aby posiadać aż dwa! Jeden to tint light, który zostawia delikatniejszy, malinowy  kolor (nr 12), natomiast mój ulubiony to mocna czerwień (nr 1). Uwielbiam je, bo nadają się idealnie do azjatyckiego podkreślenia ust. Nie wiecie o co chodzi? Już tłumaczę, Azjatki/Azjaci malują usta w stylu gradient. Najmocniej podkreślona jest wewnętrzna część ust, a kolor rozmywa się na zewnątrz. Usta pomalowane w takim stylu są wyjątkowo kuszące, ale również bardzo naturalne. Tinty Bell mają właśnie taką konsystencję jaką potrzebuję, a w dodatku nie ścierają się za szybko. 
  • Matowej pomadki Rouge Edition Velvet nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, dlatego ja tylko szybciutko o niej wspomnę. Jest droga, lecz promocja Rossmann to właśnie ten czas kiedy 'luksus może zagościć w każdym domu'. A tak poważnie, to mimo upływu lat i nowych matowych pomadek na rynku, ta nadal cieszy się uznaniem. Ja mam nr 10, don't pink of it! Nie kruszy się, jest bardzo długotrwała, ma mnóstwo kolorów, ma fajowe opakowanie i dobry aplikator. Nie wińcie mnie jak ręka samoczynnie wyciągnie się Wam w stronę szafy Bourjois.
  • Ostatnim produktem jaki polecam są balsamy EOS. Osobiście uważam, że te balsamy albo się kocha i kolekcjonuje (jak ja), albo się ich nie cierpi i pogardliwym wzrokiem omiata się je przechodząc do kasy w Rossmannie. Ja je uwielbiam, bo są esencją próżności. Nie posiadają jakichś spektakularnych właściwości pielęgnacyjnych, zdecydowanie wolę masełka Nivea (polecam kupić, ale o tym zrobię kiedyś oddzielny wpis), nie są też jakieś spektakularne jeśli chodzi o zapach, czy smak (pachną dosyć chemicznie, a smakują słodko). To co mają to design i świetny marketing, bo te balsamy nie raz widziałam w teledyskach zachodnich gwiazd. Mnie balsamy EOS urzekły łatwością użytkowania. Masełka Nivea to prawdziwy pain in the neck jeśli chce się ich użyć w drodze. No po prostu nie godzi się wpychać paluchów brudnych, żeby posmarować usta, a pomadek w sztyfcie nie znoszę (zawsze wlezie jakiś paproch z torebki między opakowanie). I tu EOS mają przewagę - wyciągam te gadżeciarskie jajo, ludzie się 'gapio', a ja jak wielka pani osiedla smaruję sobie usta tym cudem i wiem, że nie nałożyłam krzywo, nie potrzebuję lusterka i idę dalej. Jedyny minus, to to że w Polsce strasznie z nas zdzierają za te balsamy, bo w JU ES END EJ w Targecie te balsamy nijak nie sumują się na kwotę 25 złotych polskich. Ale po to są te promocje, więc zachęcam do zakupu. ALBO NIE, NIE KUPUJCIE BO JA MUSZĘ TEŻ! MAM DOPIERO 3 KOLORY. Widzicie, to próbka tego co ze mną robią te balsamy. Takie jajka kinderki dla dorosłych. 
A teraz wielki finał i produkty na które sama będę polowała w tej edycji promocji Rossmann:

  1. L'oreal True Match podkład 1N lub 1W: wiele słyszałam o tych podkładach dobrego i nie ukrywam, że jestem ciekawa jakie będą na mojej skórze. Nie jestem jednak pewna co do zakupu, bo najpierw muszę sprawdzić kolory, a Rossmann niestety nie ma wszystkich odcieni z gamy. Nad tym zakupem poważnie się zastanawiam. 
  2. Puder ryżowy z Wibo: polecałam bananowy, więc czas przetestować inne wersje. Osobiście bardzo lubię pudry sypkie ryżowe i przetestowałam ich sporo, ale z Wibo jeszcze nie.
  3. Tusz z gamy Volume Million Lashes: nie wiem, który wybiorę. Ten polecany So Couture kusi, ale znacznie bardziej kuszą mnie niezbadane jeszcze inne opcje. Możliwe, że skuszę się na fatale lub złotą wersję.
  4. EOS: już mówiłam jestem uzależniona, dlatego też potrzebuję nowych kolorów tych radosnych jajeczek. Najbardziej chciałabym dorwać kokosowy i summer fruit.
  5. Beżowa kredka na linię wodną: tu stawiam na Bell lub Rimmel, bo słyszałam dużo dobrego.
  6. Masełko do ust Nivea: to naprawdę fantastyczny produkt i przetestowałam każdy z wariantów. Opiszę je dokładniej w innym wpisie, ale psst, psst bierz kokosowy lub karmel.
  7. Maybelline, Age Instant Rewind: kultowy produkt polecany przez moją ulubioną amerykańską beauty-guru (Tati). Strasznie mnie nęci ten korektor i położyłabym chętnie na nim swoje łapki, ale jest tu tyle niewiadomych (kolor, konsystencja, wysoka cena) iż nie mam pojęcia czy go kupię czy nie.
Może nie widać (pff, ta fałszywa skromność mi nie służy), ale bardzo napracowałam się nad tym postem, bo chciałam rzucić w eter moje własne, czasami niedoceniane produkty, które ja uwielbiam i polecam zwrócić na nie uwagę podczas szaleństw w Rossie. Mam nadzieję, że post się spodoba i będę miała motywację do częstych wpisów. A i życzę wszystkim uczestnikom promocji znalezienia wszystkiego za pierwszym razem, nie otwartego i szczelnie zapieczętowanego. No i mam nadzieję, że wrócicie cało do domków. Powodzenia i bardzo chętnie poznam Waszych ulubieńców, zachęcam do komentowania i całuję gorąco w ten deszczowy niedzielny wieczór ❤

Komentarze

  1. Z tego wszystkiego najbardziej mnie kusi Rouge Edition Velvet z Bourjois, bo wszyscy zachwalają, no i oczywiście puder ryżowy z Wibo, którego nigdzie nie mogę dostać... Chyba muszę wybrać się ponownie do Rossmanna i polować dalej ^^ Coś z serii The Collosal Volum' Express Maybelline kiedyś dawno temu używałam, ale chyba mi się znudził i obecnie uważam, że Volume Million Lashes So Couture (który zresztą mi poleciłaś) jest najlepszy~ Podobno tusze z MaxFactora też są super, ale chyba nie przetestuję ich w tej chwili, bo się przywiązałam do milion lashes :) Ciekawy i pomocny wpis, trzymam kciuki za kolejny ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki za miłe słowa, bardzo tego potrzebuję żeby mieć motywację do pisania. Cieszę się, że jesteś fanką Volume Million Lashes, ja też uwielbiam So Couture, ale jestem zbiasowana zapachem. Fatale też jest fantastyczny, robiłam już do niego kilka podejść i jestem więcej niż zadowolona. Chyba będę po kolei testować każdy VML ;) Jeszcze raz dzięki i zapraszam do czytania moich innych wpisów, których będzie tylko więcej <3

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty